Mój mały alergik - leczenie alergii

Nie było. Przez cały pobyt Piotruś opiekował się kotkiem, głaskał go, dał się polizać – i nic. Postanowiliśmy się więc wybrać do innego alergologa i nalegać na testy z krwi.

Kolejny lekarz bardzo dokładnie przeprowadził wywiad z nami i porozmawiał z Piotrusiem – lekarz, który potrafi wyciągnąć konkretne informacje od czterolatka to prawdziwy skarb. Przeprowadziliśmy ponownie testy. Tym razem wyszło, że synek uczulony jest na pleśń, trochę mniej na odchody roztoczy. Obecność antygenów tożsamych z kocimi alergenami alergolog wytłumaczył tym, że synek najprawdopodobniej faktycznie możę być uczulony na koty, ale długotrwały i bardzo ostrożny kontakt ze zwierzętami spełnił rolę immunoterapii.

Leczenie dziecka z alergią

Jak wspominałam w poprzednim artykule, mieszkamy na wsi i nie mamy za bardzo możliwości oddania synka do innego przedszkola. Nasza interwencja w sprawie pleśni zaowocowała tylko awanturą, bo naprawdę, na pierwszy rzut oka przedszkole wydawało się czyste i zadbane. W przyszłym roku szkolnym dzieci przenoszą się do innego, nowocześniejszego budynku, gdzie jest grupa starszaków – mamy nadzieję, że tam problem pleśni będzie nieobecny.

Mój mały alergik - leczenie alergii

Obecnie, nauczeni doświadczeniem, szybko reagujemy w momencie, kiedy Piotruś zakaszle po raz pierwszy – od razu stosujemy inhalację. Stosowanie inhalacji trzy razy dziennie powoduje, że po dwóch dniach kaszel z suchego i „szczekającego” przechodzi w mokry, a gorączka w ogóle się nie pojawia.

Oczywiście żaden czterolatek nie wysiedzi z głową pod ręcznikiem, nachylony nad garnkiem pełnym parującej, gorącej wody, więc koniecznością stał się zakup elektrycznego inhalatora. Urządzenie to zabieramy ze sobą wszędzie, jeżeli tylko ruszamy się z domu na dłużej niż weekend. Dzięki niemu inhalacja staje się prostym zabiegiem, podczas którego dziecko siedzi grzecznie i ogląda bajkę lub słucha czytanej książki.

Teraz z mężem śmiejemy się, że to najlepsza nasza inwestycja, bo częściej używamy chyba tylko kuchenki i lodówki. Oczywiście to trochę śmiech przez łzy, bo wolelibyśmy nigdy nie być zmuszeni do takiego zakupu.

Rzecz jasna, inhalacje to nie wszystko. Żeby zminimalizować siłę reakcji alergicznej, codziennie podajemy Piotrusiowi lek antyalergiczny w kroplach (z zalecenia lekarza alergologa). Pięć kropli rano, pięć wieczorem. Przemycone w słodkim syropku wzmacniającym odporność (ponoć), żeby zamaskować gorzki smak. Synek dzielnie łyka „witaminki”, bo wie, że dzięki nim lepiej się czuje.

Mamy zamiar w wakacje odstawić leki, żeby Piotruś nie nabrał na nie odporności. Jeśli problemem jest pleśń z przedszkola, podczas wakacji nie powinien być narażony na alergeny. Wyjedzie na tydzień do babci, a my zajmiemy się pełnym przeglądem naszego domu pod kątem zapobiegania pleśni i profilaktyki antyroztoczowej. Ale o tym opowiem w kolejnym artykule, świeżo po przeglądzie.

D. K-Ś