Galerie handlowe są zagrożone upadkiem

Galerie handlowe po raz kolejny cierpią z powodu przedłużającego się lockdownu.  Każdy dzień zamknięcia to dla nich dodatkowe straty. Niestety, nie wiadomo, czy wraz z nastaniem lutego sytuacja ulegnie zmianie. Rząd nie podjął jeszcze decyzji dotyczących odmrażania gospodarki. Bardziej prawdopodobne wydaje się wysłanie klas ósmych oraz ostatnich klas szkół ponadpodstawowych do nauki stacjonarnej niż otwarcie galerii handlowych. Niewykluczone też, że rząd ugnie się pod naciskiem hotelarzy i to im umożliwi wznowienie działalności. Tymczasem galerie handlowe są zagrożone upadkiem.

Większość sklepów w galeriach handlowych nie działa

Niestety, prawda jest taka, że większość sklepów w galeriach handlowych nie może działać. Duże sieci są sobie w stanie jakoś poradzić. Mają bowiem rozpoznawalną markę oraz sprawnie funkcjonujące sklepy internetowe. Posiadają również środki umożliwiające utrzymanie pracowników przez okres lockdownu. Jeśli dany sklep stacjonarny generował duże zyski, to raczej nie zamknie się z dnia na dzień, bo szybko nadgoni braki z czasu zamknięcia. Niestety, nie wszystkie sklepy w galeriach handlowych to duże sieciówki. Lokale wynajmują w nich także firmy odzieżowe z danego regionu, których możliwości finansowe są dużo skromniejsze, sklepy internetowe mniej rozpoznawalne, a co za tym idzie, takie przedsiębiorstwa są mniej zasobne i nie stać ich na utrzymywanie pracowników oraz niedziałającego lokalu przez wiele miesięcy.

Koszty eksploatacyjne nie maleją

Choć większość sklepów w galeriach handlowych jest zamknięta, to koszty eksploatacyjne nie maleją. Ktoś musi sprzątać teren centrum handlowego, odśnieżać go. Galeria handlowa ponosi też koszty ogrzewania, oświetlenia czy doprowadzenia wody. Media oraz opłaty za wywóz odpadów wciąż wzrastają. Dochody galerii jednocześnie maleją.  Oznacza to, iż w budżecie zarządcy centrum handlowego pojawia się deficyt. Kolejne sieci rezygnują z wynajmu lokali, a w ich miejsce nikt nie chce się pojawić, bo każdy zdaje sobie sprawę z niepewnej sytuacji gospodarczej.

Koszty eksploatacyjne są przenoszone na lokalnych najemców

Każdy sklep czy punkt usługowy w galerii handlowej płaci zarządcy pieniądze za wynajem powierzchni oraz kwotę na poczet kosztów eksploatacyjnych. Im większa sieć handlowa lub bardziej prestiżowa, tym bardziej zarządca chce mieć ją w swojej galerii, aby przyciągać klientów. W praktyce oznacza to zwalnianie wielkich koncernów z kosztów eksploatacyjnych lub ich rozliczanie w sposób zryczałtowany. Niestety, najmniejsi najemcy, zwłaszcza ci lokalni, nie mają zbyt silnej karty przetargowej. To oni w głównej mierze dopłacają do kosztów eksploatacyjnych, choć też najbardziej cierpią z powodu lockdownu. Ich sklepy internetowe nie cieszą się tak dużym zainteresowaniem jak witryny popularnych marek.

Aneksy do umów najmu

Polskie prawo w obiektach handlowych o powierzchni  powyżej 2000 metrów kwadratowych przewiduje, iż w przypadku uniemożliwienia prowadzenia działalności gospodarczej wygasają wzajemne zobowiązania stron umowy najmu powierzchni handlowej.  Niektóre sieci handlowe korzystają z tego zapisu, wypowiadając umowę najmu, a następnie po zakończeniu lockdownu zawierając nową umowę najmu na okres 6 miesięcy.  Za czas, kiedy sklep pozostawał zamknięty, zarządcy galerii nie przysługuje opłata na poczet kosztów eksploatacyjnych. W rezultacie w budżecie właściciela obiektu handlowego pojawia się dziura wymagająca załatania.

Galeriom handlowym grozi upadek

Jeśli sytuacja nie ulegnie szybkiej poprawie, galeriom handlowym grozi upadek. W wielu z nich obecne są kina, siłownie oraz restauracje, które od wielu miesięcy pozostają zamknięte. Po 24 grudnia nie działają też sklepy odzieżowe, jubilerskie, obuwnicze oraz oferujące elementy dekoracji wnętrz. W praktyce powoduje to pogorszenie sytuacji ekonomicznej wielu podmiotów gospodarczych. Sklepy mają mniejsze przychody, żyją wyłącznie z e-handlu, na mniejszych graczach to rozwiązanie odbija się szczególnie boleśnie. Zarządcy galerii też brakuje pieniędzy, musi bowiem z własnej kieszeni pokrywać deficyt w kosztach eksploatacyjnych.  Za media czy sprzątanie obiektu trzeba zapłacić w terminie. Niestety, państwo nie przewiduje większych form wsparcia dla tego typu obiektów handlowych.  Może to zakończyć się bankructwem mniejszych firm odzieżowych, obuwniczych i jubilerskich. Przetrwają tylko najwięksi gracze, a w galeriach handlowych po zakończeniu epidemii co drugi lokal pozostanie zamknięty. Niestety, nawet otwarcie wszystkich sklepów 1 lutego, nie oznacza, że ich działalność zostanie ponownie zamrożona wraz z nadejściem marca. Sytuacja jest mocno niepewna.